Kultura

Gdy nie ma poszukiwań, nie ma sztuki

– Zacząłem duży format, właśnie się głowię, co z tym zrobić. Chciałem, żeby nie był naturalistyczny, ale wszedłem w takie ostre kolory i muszę się pomęczyć – pokazuje powstający obraz artysta plastyk Krzysztof Jędrzejec, który jest kolejnym bohaterem mojego cyklu prezentacji.

 

 

 

 

– Jak przyjechałem do Wałbrzycha, byłem abstrakcjonistą, malowałem czarne obrazy, duże, olbrzymie. Projektowałem też malarstwo architektoniczne. Potem przyszły kolory. Teraz moje obrazy to kompozycje, które nazywam listami, niosą przemyślenia, spostrzeżenia. Teraz, skoro czasy są, jakie są, maluję również takie, które daje się sprzedać – trzeba przeżyć – mówi Krzysztof Jędrzejec.

I rozmawiamy o czasach wyjątkowo złych zwłaszcza dla zawodowych plastyków.

– Muzycy, aktorzy mają wsparcie instytucji. Samodzielni artyści, jak plastycy, zostali sami. I to bardziej niż amatorzy albo przypadkowi dyletanci, bo dla nich jest albo wsparcie z miejskiej kasy, albo malowanie to dla nich dodatkowa rzecz – mówi artysta.

– Amatorzy i zawodowcy to dwa różne światy, zupełnie nieprzystające do siebie. Wystawy zawodowców są odnotowywane: gdzie się odbyły, ile prac prezentowały, jakie zdobyły nagrody. W ruchu amatorskim panuje zupełna dowolność, nagrody przyznawane są przez nie wiadomo kogo. Amatorzy wpisują sobie udział w wystawach na całym świecie, w czym z różnych względów, także technicznych i finansowych, musiałoby pośredniczyć państwo polskie, więc wpisując takie informacje robią z widzów głupków – mówi Krzysztof Jędrzejec.

– Jak przyjechałem do Wałbrzycha w 1976 roku, było 68 zawodowych artystów plastyków. Sam „Krzysztof” zatrudniał pięciu. Wielu uczyło w szkołach, był program wychowania przez sztukę. Był plastyk miejski, wojewódzki, Pracownie Sztuk Plastycznych, które pośredniczyły w zleceniach. Potrzebny był portret – malowało się portret, projektowało wnętrza i ich otoczenie. Teraz zostaliśmy zupełnie bezbronni – przekonuje artysta.

Wspomina, jak w Walimiu dzięki doskonałemu wzornictwu 100% produkcji sprzedawano w Australii i w Japonii. Jak w porcelanie wyrzucono projektantów i zaczęli produkować stłuczkę.

– Właściciele firm zapomnieli o tym, że to projekt sprzedaje towar. Na Piaskowej Górze i Podzamczu malowane są bloki w paski, w kratkę. Aż bolą zęby, jak się patrzy na zestawienia kolorów. A można było to przemyśleć, zróżnicować budynki, to jest praca dla plastyka, który zna się na tym, który czuje kolory. Ta tandeta kosztuje tyle samo co sztuka – twierdzi Krzysztof Jędrzejec.

– Instytucja, która powinna nas wspierać – BWA – jest też poza nami. Powołana po to, żeby promować sztukę z zewnątrz i tu powstającą, powinna sprowadzać wystawy i wysyłać nasze! Skoro np. sprowadza wystawę z Krakowa, powinna podjąć próbę zaprezentowania nas w Krakowie. Jedyna wystawa środowiskowa, jak odbyła się w BWA, to ta w 2010 roku trzech autorów: E. Kiszczaka, K. Starościaka i moja. Koterie, jakie zapanowały w BWA, sprawiają, że działa ono samo dla siebie

Zgodni jesteśmy w ocenie, że nie ma koncepcji, jak opiekować się kulturą w mieście.

– To pewna forma groteski, co robię – wracamy do obrazów. – Ale nie jestem krytykiem, raczej notuję spostrzeżenia i raczej życzliwie. Obraz „Świat zwierząt” powstał z myślą o byłym właścicielu Harendy, to jego portret. Przy nim postanowiełem spróbować nowej techniki – enkaustyka, malowanie woskiem – pokazuje swoją rozpoznawalną pracę. A obraz, który stoi ma sztaludze, ma nie pokazywać konkeretnego kwiatu, tylko ideę kwiatu i ma być dekoracyjny.

Fot. Krzysztof Kołowicz

25 marca 2012

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

cheap prom dresses, cartier love bracelet replica uk, Christian Louboutin Replica, christian louboutin replica, hermes bracelet replica, cartier love bracelet replica cartier love bracelet replica