Mija sto dni od wyboru Romana Szełemeja na stanowisko prezydenta Wałbrzycha. Przez ten czas w stanie upadłości znalazło się MPK, usłyszeliśmy prawdę o tragicznej sytuacji finansowej miasta i kolejne zapewnienia o likwidacji MO-BRUK-u i przywróceniu grodzkości. W roli „sprzątającego” prezydent poczuł się najlepiej i to właśnie głownie przez pryzmat czystek kadrowych w urzędzie miejskim i podległych gminie spółkach powinno się rozpatrywać pierwsze 100 dni jego urzędowania.
8 sierpnia rano lotem błyskawicy obeszła Wałbrzych informacja, że prezydentem miasta w powtórzonych wyborach został były dyrektor szpitala i znany kardiolog Roman Szełemej. Zwycięstwo było dla kontrkandydatów lekarza nokautem, bo zagłosowało na niego aż 23 812 mieszkańców naszego miasta, czyli aż 60,35 % wszystkich biorących udział w wyborach. Szełemej wcześniej spędził w Ratuszu 70 dni jako pełnomocnik premiera do „posprzątania” gminy Wałbrzych po aferze korupcyjnej z kupowaniem głosów (do dziś badanej przez prokuraturę) i rozwiązaniu tutejszych struktur Platformy. Tuż po wyborze zrezygnował z dwójki zastępców, a na swojego jedynego wice mianował Zygmunta Nowaczyka. Do Ratusza na stanowisko skarbnika wrócił też Robert Hadaś. Przestała za to istnieć wpływowa za czasów Piotra Kruczkowskiegokancelaria prezydenta. – Urząd ma funkcjonować taniej i sprawniej – tłumaczył na jednej ze swoich pierwszych konferencji prasowych.
„Prezydent-taran” robi swoje, a pierwsze 100 dni jego władzy pokazuje dobitnie, że ma swoją wizję i ideę fix, którą zamierza bezwzględnie realizować nie zważając na tzw. „koszty ludzkie”. Więcej o rządach Romana Szełemeja, prezydenta Wałbrzycha w najnowszym „Tygodniku Wałbrzyskim”.
FOT. KRZYSZTOF KOŁOWICZ
Dodaj komentarz