Po tak bogatym w wydarzenia styczniu, luty był znacznie skromniejszy. Przyniósł za to dla mnie spotkanie ze sztuką przez wielkie „S” – „Ślubem” Witolda Gombrowicza. Dla mnie, ponieważ premiera w opolskim teatrze miała już miejsce we wrześniu ubiegłego roku.
Spektakl, wyreżyserowany przez Annę Augustynowicz, jest koprodukcją teatru opolskiego i szczecińskiego. Szóstka aktorów absolutnie czaruje trudnym tekstem Gombrowicza. A odtwórca głównej roli – Grzegorz Falkowski – daje prawdziwy popis aktorstwa. Artysta porusza się, z nieprawdopodobną wręcz łatwością, w skomplikowanych wywodach o władzy i miłości. To w ostatnim czasie już druga, znakomita propozycja opolskiego teatru.
Jeleniogórski Teatr imienia C.K. Norwida w tym sezonie nie rozpieszczał swoich widzów ilością premier. W marcu zaprosił na „Odprawę posłów greckich”. Twórczością Jana Kochanowskiego zainteresował się Szymon Kaczmarek. Reżyser spróbował uwspółcześnić dramat sprzed 439 lat. Stąd np. aktorzy noszą współczesne ubrania. Niestety sam test okazał się jednak zbyt trudny. Co prawda, aktorzy sprawnie posługują się nim, ale lepiej przed wybraniem się na al. Wojska Polskiego 38, przypomnieć sobie, co autor miał na myśli. W nowej odsłonie „Odprawy …” dobrze wypadł Robert Mania w roli posła Parysa. Dostałem od niego koszulą, którą rzucił z impetem w widownię. Jeszcze lepiej (bez ciskania we mnie) zaprezentowała się gościnnie, występująca Julia Łukowiak jako Kasandra. Monolog z lustrem był imponujący.
Lepsze wspomnienia wyniosłem z innego spektaklu wystawionego także w Jeleniej Górze. Choć komedia Aleksandra Fredry „Mąż i żona” także nie jest najnowsza, to rymy okazały się znacznie przyjaźniejsze dla współczesnych uszu. Jacek Grandowy (mąż) i Anna Ludwicka – Mania (żona), oprócz naturalnego sposobu mówienia, świetnie bawili siebie i nas gestem. Reżyser Wiesław Cichy skutecznie połączył humor sprzed blisko stu czterdziestu lat z aktualnym odbiorem. Choć premiera miała miejsce jeszcze w 2016 roku, to spektakl wciąż jest wystawiany z niezmiennym powodzeniem.
Do klasyki regularnie sięgają również twórcy wystawiający spektakle w teatrze w Legnicy. Jednym z ulubionych jest William Szekspir. W pierwszym kwartale tego roku, Lech Raczak podjął się wyzwania wyreżyserowania „Makbeta”. Jak to Legnicy, i w tym przypadku nie zabrakło rozmachu. Duża scena ledwie pomieściła potężną konstrukcję, przypominającą zamkową bramę. Raczak podszedł do dramatu tradycyjnie bez eksperymentów. Dzięki temu, historia rycerza króla Szkocji, pragnącego za wszelką cenę władzy, jest klarowna i poruszająca zarazem. Muszę jednak przyznać, że czegoś mi w tej formule brakowało… jakiegoś wyłomu i świeżości.
Podobnie podszedł do dramatu Karela Čapka – „Inwazja Jaszczurów” – Robert Talarczyk. Reżyser uległ wizji, którą roztaczał autor dramatu. Przewidywał, że człowiek przyszłości zapragnie podporządkować sobie olbrzymie płazy. Coś jednak się nie uda i jaszczury opanują świat. Spektakl Talarczyka, mimo że nie krótki, ogląda się z dużym zainteresowaniem. W tym przypadku również nie zabrakło fajerwerków. Mogę polecić z czystym sumieniem.
Teatr Współczesny w drugiej części sezonu przygotował dwie premiery – „Skrzywienie kręgosłupa, wieczór dla osób z wadą postawy” oraz „Pannę nikt”. Pierwszy tytuł Niemki, Ingrid Lausund, przełożyła na deski teatralne Natalia Sołtysik. Artystka w ślad za autorem próbuje przedstawić człowieka w sytuacjach zagrożenia. Miejscem akcji jest biuro. Nie jest to spektakl dla każdego. Sołtysik wymaga sporo nie tylko od aktorów, ale również od oglądających. Muszę przyznać, że w sztuce jest sporo fajnych momentów, ale jako całość nie broni się. Jeszcze większe kontrowersje wywołała „Panna nikt” wg dramatu Tomka Tryzmy. Książka ukazała się w połowie lat 90-tych i odbiła się wielkim echem wśród czytelników. Paweł Pasini jako reżyser nie może uznać swojego spektaklu za udany. Może już nie rozumie problemów współczesnych nastolatków. Gdzieś pogubił emocje. „Pannę nikt” jakoś się ogląda, ale najlepsi widzowie chodzą jeszcze do szkoły.
Prawdziwą burzę dyskusji rodziły przez wiele miesięcy rządy Morawskiego w Teatrze Polskim. Za jego jurysdykcji obejrzałem aż trzy propozycje. Istotnie zdecydowanie odbiegały od dotychczasowych standardów Teatru Polskiego we Wrocławiu. Ale o tym i wałbrzyskich wydarzeniach teatralnych za tydzień.
Piotr Bogdański
Fot. użyczone/materiały prasowe
Dodaj komentarz