Zaledwie kilkanaście osób przyszło w piątek do wałbrzyskiego rynku protestować przeciwko jeżdżącym po nim samochodom. Ten apel to odpowiedź na tragedię, do której w tym miejscu doszło dwa tygodnie temu.
Wydarzenia z czwartego kwietnia u mieszkańców śródmieścia nadal wywołują spore emocje. Przypomnijmy, że wtedy pod kołami samochodu dostawczego życie straciła sześcioletnia dziewczynka ze Szczawna – Zdroju. Do tragedii doszło po godzinie 15:00, rynek wypełniony był ludźmi. Kierowca wjechał na plac od strony ulicy Sienkiewicza. Przejechał kilkadziesiąt metrów i prawdopodobnie nie zauważył idącej po bruku dziewczynki….
– Ja przy tym byłam. Do dziś mam traumę, nie śpię – mówiła Grażyna Skoczylas, która w piątek także przyszła do rynku. – Chodzi o to, aby zamknąć to miejsce od godziny 10:00. Serce Wałbrzycha powinno być zabezpieczone – dodawała.
Garstka ludzi, która pojawiła się w rynku, miała dwa postulaty. Po pierwsze zamknięcia rynku dla samochodów osobowych, a po drugie dostawy ograniczyć do wspomnianej już godziny 10:00.
– Rynek powinien być miejscem zamkniętym. Tu przychodzą rodziny z dziećmi, pobawić się. Tu jest fontanna, biegają dzieci. A kierowcy są bardzo nieuważni jak wjeżdżają – mówiła inna uczestniczka protestu, Olga Lepianka.
Grupa przez kilkanaście minut blokowała wjazd do rynku, potem kilka razy okrążyła plac. Wszystko odbywało się w sporej asyście policji i przedstawicieli ratusza. Warto przypomnieć, że ruch samochodów w tym miejscu ograniczony został już w ubiegłym roku. Dostępu do rynku bronią słupki zamontowane na trzech ulicach. Cóż z tego, skoro od strony ulicy Sienkiewicza wjazd jest wolny, z czego skwapliwie korzystają kierowcy. Strażnicy miejscy przyznają, że zdarza im się upominać osoby, które swoje wozy parkują niemal w fontannie.
– Dochodziło tutaj do potrąceń, do nagłego hamowania przed pieszymi. Rynek jest dla przechodniów i będziemy o to walczyć – zapowiada Dariusz Turek, organizator protestu.
Władze miasta nie wykluczają, że ich postulaty zostaną wysłuchane. W pierwotnym planie, ruch w rynku miał być ograniczony znacznie bardziej. Nie zgodzili się na to jednak… sami mieszkańcy.
Fot. Krzysztof Kołowicz
Dodaj komentarz