Kultura

Open’er czyli dziewczyny, trampki i Misia Ff

 

 

Tegoroczny Open’er obfitował w niezwykłe wydarzenia i to nie tylko artystyczne. Najwięcej słów uznania dało się usłyszeć o występach The Black Keys, Jacka White’a i Pearl Jam. Największym zaskoczeniem było koncertowe brzmienie Misi Ff i show Artura Rojka. Gdynię tym razem odwiedziło mniej uczestników niż w latach ubiegłych, a większość stanowiły dziewczyny. Zauważalnym trendem modowym były wszelkiego rodzaju odmiany trampek. Na szczęście pogoda nie zmusiła do zmiany ich na kalosze.

 

 

Dobrych wrażeń na tegorocznym Open’erze nie popsuły nawet kosmiczne ceny za jedzenie na terenie festiwalu (hamburger 20 zł, pajda chleba ze smalcem 12 zł, piwo 8 zł, małe frytki 8 zł) oraz ulubieńcy festiwalowiczów – pracownicy agencji ochroniarskiej. Na wejściowych bramkach niestrudzenie szukali batonów, krakersów i piwa o niewłaściwej marce.

Środa – czarny koń, czyli The Black Keys nie zawodzą

Dla teatromanów pierwszy dzień mógł się zacząć już o 12:00 od uczestnictwa w dwóch spektaklach – „Podróży zimowej” i „Dziadach”. Te dwie niełatwe, ale ważne propozycje znakomicie wpisały się w charakter Opene’ra. Po 17:00 zostały już tylko ciężkie wybory muzyczne. W środę najważniejsze rzeczy działy się na scenie głównej. Zaczął Interpol. Po nie najlepszym początku muzycy przyłożyli się i koncert nabrał rumieńców. Wreszcie o 22:00 wkroczyli panowie z The Black Keys. Amerykański duet w wydaniu „live” wzmocniony został o trójkę muzyków. Brudne brzmienie sięgające do korzeni rhytm’n’bluesa połączone z efektownymi melodiami porwały publikę. Jak się okazało po kolejnych dniach, ich występ zyskał miano najlepszego. Niestety nie można było tego powiedzieć o gwieździe kończącej dzień – Foster The People. Trudno uznać mdłe pioseneczki dla nastolatek śpiewane falsecikiem za godne tego festiwalu. Za to na scenie w namiocie skutecznie w nurt zabawy wpisało się Metronomy. Znawcy takiego gatunku uznali występ za bardzo dobry.

Czwartek – Eddie Vedder z Pearl Jam nie tylko śpiewa, ale i popija

Drugi dzień zaczął się delikatnie od Pustek. Basia Wrońska z kolegami dostarczyła słuchaczom mieszanych wrażeń. Od ambitnej psychodelii po zwykłe piosenki. O szybsze bicie serca nie przyprawiła również MO. Za to nadzieję budziła gwiazda lat 90. The Afghan Whigs. Co prawda było głośno i ostro, ale grając nieprzerwanie w taki sam sposób w końcu zaczęli nudzić. Wreszcie na najmniejszej ze scen zagrał Alter, gdzie mało znany Jagwar Ma próbował wciągnąć do zabawy trochę niepewną publiczność. Po kilkunastu minutach namiot jednak wypełnił się i to skaczącymi w rytm elektronicznej muzyki tancerzami. Mimo usilnych prób wywołania bisu nie powiodła się ta sztuka. Zanim poszedłem na Bokkę – polskich artystów skrywających swe twarze – posłuchałem największej gwiazdy tego dnia – Pearl Jam. Niestety Eddie Vedder z kolegami nie przekonują mnie również w wersji na żywo. Gorzej, że frontman zabrał ze sobą na scenę butelkę wina. Jej zawartość przelewana do żołądka artysty nie ułatwiła mu wypowiadania się między utworami. Chyba nie był to objaw rock’n’rollowego stylu życia tylko braku szacunków dla fanów. Ci ostatni są jednak w stanie wybaczyć swojemu idolowi wiele, tak więc i tym razem uznali, że show było znakomite. Przyjmuję to, w końcu znają się lepiej. Bokka, czyli pięcioro muzyków w białych kombinezonach z maskami do nurkowania na twarzach zagrali zawodowy koncert. Ciekawy – trochę taneczny, trochę mroczny styl – spodobał się widowni. Kiedy na koniec dnia chciałem zlekceważyć ostatnią gwiazdę dużej sceny Rudimental, to Amerykanie nie pozwolili mi na to. Fajne, radosne funky śpiewane przez czworo wokalistów szybko wyrwało mnie z chodnika i rzuciło w rozentuzjazmowany tłum.

Piątek – dzień Misi Ff

Przedostatni dzień rozpocząłem od jednej z największych niespodzianek – występu Misi Ff. Mając w pamięci niezbyt porywającą płytę do niedawna liderki Tres. B nie liczyłem na zbyt wiele. Tymczasem wokalistka z trzema wyjadaczami sceny muzycznej zagrali wciągającą, wręcz hipnotyzującą muzykę. Kilkuminutowy marsz i już jestem w zasięgu dźwięków tworzonych przez Fools – pechowców sprzed dwóch lat, kiedy w czasie ich występu padał deszcz. Tym razem wystąpili w pełnym słońcu. Przebojowy początek szybko zamienili na potężne gitarowe brzmienie, co uplasowało ich występ jako jeden z lepszych. Jeszcze jak zwykle sympatyczna i poprawna koncertowo Mela Koteluk, ale w powietrzu już wisiało coś innego. Zbliżała się 22:00. Na główną scenę wchodzi człowiek z białą gitarą i gustownym również białym kapeluszu – Jack White. Kiedyś męska połowa duetu The White Stripes, uznawany za jednego z najlepszych gitarzystów świata. Muzyk wraz z zespołem dał popis kunsztu gitarowego rzemiosła. Prezentował głównie utwory z najnowszego solowego albumu. Ale na sam finał zostawił „Seven Nation Army”. Widok skaczącego i śpiewającego wraz z Whitem kilkudziesięciotysięcznego tłumu na długo pozostanie w pamięci. Jeszcze zabawa z Lykke Li i można iść spać.

Sobota – Rojek zabiera ludzi z Horroru

Zanim oficjalnie rozpoczął się ostatni dzień Opene’ra na scenie PKP obok dworca kolejowego w Gdyni obejrzałem ponownie Misię Ff i Ruber Dots. Misia potwierdziła dobre wrażenia z piątku, a ci ostatni poszerzyli grono niezłych elektronicznych duetów z żeńskim wokalem. Dobra passa trwała dalej. Daniel Spaleniak pokazał się z dobrej strony. Delikatne brzmienie na płycie tu wzmocnił czterema gitarami. Szamani dobrej zabawy, czyli Plastic co prawda rozbujali uczestników festiwalu, ale myślałem, że zrobią to bardziej spektakularnie. Ci, którzy oczekiwali na scenie nazwanej Here & Now zestawu sprzętu elektronicznego, zobaczyli kontrabas, niepoważne bębenki i białe pianino. To mogło oznaczać tylko jedno – zamiast The Dumplings (kłopoty zdrowotne) wystąpią Domowe Melodie. I jak w zeszłym roku przyciągnęli tłumy, które szybciutko oczarowali. Tymczasem nadszedł czas na pierwszą gwiazdę światowego formatu The Horrors. Podczas ich występu wydarzyła się rzecz niezwykła. Brytyjczycy zaczynali grać dla wielotysięcznego tłumu, a skończyli dla garstki. Co się stało? Muzyka panów z horroru nie była wystarczająco magnetyzująca, ale większym powodem zmiany lokalizacji słuchaczy był koncert … Artura Rojka. Były lider Myslovitz zaprezentował swój najnowszy solowy album w wersji koncertowej. I trzeba mu przyznać, że zrobił to znakomicie, a dziecięcym chórem podbił serca wiwatujących widzów. Nie udało się tego zrobić Faith No More. Łoskot to za mało. Tak więc z przyjemnością przeżyłem występ Daughter. I tu również zdarzyła się magiczna sytuacja. Wokalistka, kiedy usłyszała, że publiczność śpiewa razem z nią, pogubiła się i przestała grać na gitarze. Po czym dziękowała i tłumaczyła, że jest to dla niej niespotykane wydarzenie. Tak na marginesie – był to bardzo dobry koncert. Granie w namiocie zakończył Warpaint, czyli cztery dziewczyny. Ich nie najłatwiejsza muzyka również wzbudziła entuzjazm. W drodze do namiotu pozostało mi jeszcze docenić szaleństwo grupy Phoenix. Świetna oprawa świetlna, a przede wszystkim pogodne gitarowe brzmienie efektownie zakończyło Opene’ra 2014.

 

 

 

Co wałbrzyszanie sądzą o tegorocznym festiwalu

Kasia 17 lat, licealistka

– Dla mnie pierwsza trójka to: Jack White, Pearl Jam i najważniejsze dla mnie wydarzenie – koncert Foals. Ogólnie zestaw wykonawców dobry, choć ci, grający na końcu każdego dnia, powinni posiadać większy dorobek przebojów.

Marcin 39 lat, mechanik samochodowy

– Do Gdyni przyjechałem głównie dla Pearl Jam. I oczywiście ich koncert podobał mi się najbardziej. Poza tym ujęły mnie Domowe Melodie. Miło było obserwować, jak artyści byli zaskoczeni entuzjazmem publiczności.

Zbyszek 47 lat, projektant

– Największe wydarzenie to bez wątpienia koncert Jacka White’a. Nie mogę jednak nie docenić występu The Black Keys. Z kolei największe zaskoczenie to Phoenix. Organizator trafnie umieścił ich na sam koniec festiwalu. Zagrali pozytywną i porywającą muzykę. W kategorii miłe niespodzianki wymieniłbym jeszcze – Misię Ff, Rojka i Domowe Melodie.

Angelika 17 lat, licealistka

– Mimo, że jechałam głównie na The Black Keys, to zachwycił mnie… Pearl Jam, choć nie znałam zbyt dobrze ich twórczości. Potrafili zjednać sobie publiczność i jako jedyni troszczyli się o jej bezpieczeństwo. Poza tym wspomniany The Black Keys także dał wielki koncert. Duet, z tego co wiem, najczęściej gra w mniejszych salach, a mimo to świetnie poradzili sobie z dużą sceną Opene’ra.

 

 

 

26 lipca 2014

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

cheap prom dresses, cartier love bracelet replica uk, Christian Louboutin Replica, christian louboutin replica, hermes bracelet replica, cartier love bracelet replica cartier love bracelet replica