Kultura

Tupot owłosionych stóp

Wydarzeniem kinowym w ubiegłych tygodniach z pewnością był „Hobbit” Petera Jacksona. Wybór okazał się chybiony.

 

 

Po przyzwoitej ekranizacji trylogii „Władcy Pierścieni” oddani fani twórczości Tolkiena zniecierpliwieni tupali w oczekiwaniu na kinowego – „Hobbita”. Przypomnijmy, że to pierwsza w chronologii powieść o hobbitach, krasnoludach, trollach i orkach. Z tym, że kultowy pisarz pierwszą swoją przygodę zawarł na niewielu ponad dwustu stronach. Dopiero przy „Władcy …” twórca Śródziemna rozpisał się na trzy tomy. Niestety w tych zawiłościach nie zorientował się Peter Jackson i ambitnie postanowił sobie (lub pazerni producenci), że z „Hobbita” wyciśnie trzy trzygodzinne części. No cóż – pierwszą już wydusił. Inaczej nie można określić zestawu niezliczonych dłużyzn, infantylnych dialogów, wreszcie szeregu nielogiczności. W tym momencie bardzo proszę ortodoksyjnych fanów Tolkiena, aby jeszcze nie darli gazety, tylko czytali dalej, a ja spróbuję w kilku zdaniach uzasadnić swoje zarzuty. Co prawda, trudno w tak krótkim tekście wymienić wszystkie nienaturalnie wydłużane sceny. Za najbardziej nużącą uznałbym tę poświęconą spotkaniu wszystkich bohaterów w domu Bilba. To stamtąd ruszają w wielką wypełnioną przygodami podróż, aby na jej końcu stoczyć pojedynek ze smokiem Smaugiem. Daleką drogę uprzyjemniają sobie rozmowami. Tak, więc niemal od początku jesteśmy rażeni kanciastymi, wręcz banalnymi dialogami. Sytuacja zmienia się dopiero, gdy Bilbo Baggins przerzuca się zagadkami z Gollumem. To zdecydowanie wybijający się moment w filmie Jacksona. Szkoda, że tego typu zdarzeń jest jak na lekarstwo. Na koniec zdenerwował mnie brak logiki, nawet przyjmując konwencję baśni. Gandalf znakomicie grany przez Ian’a McKelena raz może używać magii, w innych sytuacjach już nie. Raz nasi bohaterowie skutecznie walczą z tysiącami gnomów, kiedy indziej nie mogą poradzić sobie z trzema trollami słabeuszami. Jak to zrozumieć? W przeciwieństwie do „Władcy Pierścieni” brakuje w filmie pasjonujących pojedynków i oglądamy coś w rodzaju chaotycznej młócki. Ponadto na próżno szukać w „Hobbicie” jakiś nowych rozwiązań stylistyczno-technicznych. Nawet wersja 3D nic szczególnego w tym zakresie nie oferuje Podsumowując, Peter Jackson tym razem nie wykorzystał Tolkienowskiego potencjału. Sztucznie i bez rozwagi rozdmuchał coś, co było może nie za długie, ale naprawdę dobre. Mam nadzieję, że się opamięta przy kolejnych częściach. Gorzej jak da się ponieść fali sukcesu.

Ocena 4/10

Piotr Bogdański

24 stycznia 2013

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

cheap prom dresses, cartier love bracelet replica uk, Christian Louboutin Replica, christian louboutin replica, hermes bracelet replica, cartier love bracelet replica cartier love bracelet replica