Wybitny trener Aleksander Wierietielny, który pracuje z naszą najlepszą biegaczką narciarską Justyną Kowalczyk – przez 28 lat mieszkał w Wałbrzychu. Będąc w rozjazdach między treningami i licznymi zawodami na całym świecie – wpadał do domu do Wałbrzycha, jak po ogień. Tak było praktycznie do wczoraj. Teraz jednak nieodwołalnie zmieniają oboje z żoną miejsce zamieszkania i przenoszą się bliżej Tatr.
– Tak już jest w życiu, że coś się zawsze się zaczyna i coś się kończy… – mówi ze zdecydowaniem, ale i nutką nostalgii. – Za dwie godziny będziemy już w podróży. W domu już wszytko popakowane, tylko przyszedłem jeszcze na spotkanie z wami.
– Przyjechałem do Polski w 1983 roku, dlatego że ożeniłem się z Polką. Pobraliśmy się jeszcze w Moskwie. Barbara Piątkowska była tam na studiach doktoranckich. Przyjechaliśmy 23 listopada tego samego roku do Gorzowa Wielkopolskiego. Zacząłem pracę na uczelni, ale w tej pracy było mi trochę nudno. Jakoś nie czułem perspektyw i szukałem kontaktu, żeby pracować jako trener biathlonu w klubie sportowym .Chciałem robić to, co wcześniej w Kazachstanie i Spartaku Moskwa. Żona zadzwoniła do Polskiego Związku Dwuboju Zimowego (tak się wtedy nazywał). Rozmawiała z szefem wyszkolenia Marianem Turczynem, który powiedział, że trafiła w dziesiątkę. Zaproponował spotkanie w Dusznikach – Zdroju, żeby porozmawiać. W tym czasie miałem zgrupowanie ze studentami w Świeradowie Zdroju. Urwałem się z obozu i na 2 dni pojechałem do Dusznik, gdzie akurat odbywały się Mistrzostwa Polski w Biathlonie. Spotkałem się z trenerami i szefem wyszkolenia. Zaproponowano mi wtedy pracę w Górniku Wałbrzych. Staszek Skrzyniarz był wtedy w zarządzie Polskiego Związku Dwuboju Zimowego. Chciał, żeby ktoś zajął jego miejsce trenera w sekcji biathlonowej Górnika Wałbrzych. I właśnie mnie zaproponowali tę pracę! Najpierw wzięli mnie na próbę, na tydzień. Ale z tą próba wiedziałem, że nie tak na ostro, a po koleżeńsku. Staszek akurat wyjeżdżał z juniorami, a seniorami nie było komu trenować. I zaproponował, żebym ja z nimi popracował. Przyjechałem, popatrzyłem, na co ich stać. I tak się zaczęło. Dobrze pamiętam, że przyjechałem do Wałbrzycha pod koniec kwietnia 1984 roku, a 1 maja miałem pierwszy trening z biathlonistami…
Więcej na ten temat w „Tygodniku Wałbrzyskim”.
FOT. RYSZARD WYSZYŃSKI
Dodaj komentarz