Robert Wyka należy do osób, które widziały własny grób. Mieszkaniec Bielawy został pochowany 20 października 2011 roku na cmentarzu w Bielawie, po tym jak jego ciało wyłowiono z wody w Berlinie. Jednak po miesiącu mężczyzna wysłał rodzinie pocztówkę z Danii.
Tożsamość mężczyzny, ustalono tylko na podstawie, znalezionego przy zwłokach dokumentu na nazwisko Robert Wyka. Do Niemiec, pojechała jego siostra, Kamila Woźniakiewicz. – Nie pozwolono mi na identyfikację ciała, argumentując to zbyt posuniętym rozkładem zwłok. Powiedziano, że nie może być mowy o pomyłce. Pomyślałam, że Niemcy są dokładni. Ale nie oddano mi żadnych dokumentów, rzekomo przy nim znalezionych. Dostałam tylko sygnet i dwa kolczyki. Wtedy coś mnie tknęło: Robert nigdy nie nosiłby podobnych rzeczy – relacjonuje.
Miesiąc po pogrzebie, do rodziny przyszła karta od Roberta Wyki, z pozdrowieniami ze Szwecji. Rodzice i rodzeństwo potraktowali to jako smutny żart, jednak zgłosili sprawę na policję. Dokładnie 11 stycznia przyszła kolejna kartka, tym razem z Danii. Jest na niej także numer telefonu.
– Gdy usłyszałam głos w telefonie, byłam pewna, że to Robert. Był zszokowany tym, co mu powiedziałam, długo się nie odzywał. Nie miał pojęcia, co my tu przeżywaliśmy – opowiada siostra Kamila.
Rodzina powiadomiła prokuraturę. Kilka dni później swoje zeznania złożył sam Wyka. – Poszkodowany złożył zawiadomienie o przekroczeniu uprawnień przez funkcjonariuszy publicznych – policję lub prokuratora w Berlinie, który w wyniku zaniedbań uznał go za zmarłego. Nasze śledztwo dotyczy sprawdzenia wszystkich okoliczności poprzez sięgnięcie po międzynarodową pomoc prawną – tłumaczy prokurator Emil Wojtyra z Prokuratury Rejonowej w Dzierżoniowie. – Okazuje się, że poza badaniem na zawartość alkoholu Niemcy nie zachowali krwi ani nie nie pobrali wycinków od denata. Kiedy rozmawiałem z niemiecką policją telefonicznie, byli zdumieni – dodaje.
Jak doszło do tej tragicznej w skutkach pomyłki? Do Berlina bielawianin przyjechał za pracą w lipcu ubiegłego roku. Wcześniej przez 14 lat mieszkał we Włoszech, pracował dorywczo jako malarz. W stolicy Niemiec przebywał zaledwie miesiąc. Akurat odbywała się tam międzynarodowa Love Parade.
– Po zabawie przespaliśmy się z kolegami na ławkach w pobliskim parku. Kręcił się koło nas nieznajomy mężczyzna, Polak. Zbierał puste butelki. W nocy zginęły mi dokumenty – polski i włoski dowód. Po kilku dniach udało nam się odzyskać polski dowód od tego człowieka, resztę miał zgubić. Próbowałem zgłosić sprawę na policji, ale mnie zlekceważyli: przyjdź jutro, odparli. Za jakiś czas wyjechałem do Skandynawii za pracą – relacjonuje Robert Wyka.
Teraz walczy o przywrócenie do życia. Rodzina będzie się domagać odszkodowania w związku z poniesionymi kosztami pochówku oraz za straty moralne. W ubiegłym tygodniu ekshumowano zwłoki pochowane na bielawskim cmentarzu. Medyk sądowy pobrał wycinek w celu identyfikacji zmarłego, po czym ciało zostało pochowane jako NN aż do wyjaśnienia sprawy.
Dodaj komentarz